W takim razie, muszę zacząć pisać. Znów. Czuję jakbym nie miał nic do powiedzenia, a chcę nie przestawać mówić. Głównie o sobie i o niej. Chciałbym jej to wszystko powiedzieć. Spędziłem z nią jeden dzień, i każdego dnia nie wierzę, że to ona leżała obok. Każdego dnia, zastanawiam się, czy ona istnieje. Powiedziała mi, że jej nie ma, że gdy wyjadę, ona zniknie, a mnie się będzie wydawało, że miałem niepowtarzalny sen. Już nie wrócimy do siebie nigdy, tylko nocami będę wierzył, że istniała, a ranki zasnują jej obraz chmurami. Odczuwam strach, szczególnie przy niej, gdy ją przytulam i całuję, gdy uprawiam z nią seks. Strach, który pozwala mi zrozumieć, że ona ma rację, że ona nie istnieje. Wymyśliłem ją, śnię o niej cały czas i już się nie budzę. Zostaje mi tylko ciemność i ten strach z piosenki, który się chowa za moją głową. Wszystko się zlewa i czekam na jej oczy. Nie powiem jej niczego, bo niczego nie jestem pewien, a najmniej siebie. Boję się też że to mnie nie ma i żyję tylko w jej głowie, kiedy o mnie zapomni przestanę być.