Problem polega na tym, że będąc samotną, zaczęła patrzeć na nich przychylnie. Zaczęła dostrzegać zalety. Tylko. Właściwie to stawali się z czasem idealni. Jej wymagania dotyczące faceta na jedną noc spadły do poziomu jej materaca. Zero rozmowy, zero romantyzmu, zero rozumu. Trochę jedynie się przejmowała współlokatorami. Rano się budziła z nadzieją, że już go nie będzie, ale zawsze był. Tylko jeden obraz w jej głowie, tego co z nim przeżyła. Pamięta każdy dotyk, słowo i spojrzenie, bicie serca i tę cholerną niepewność, czy następną noc spędzą razem. Pamięta, że się bali, że nie powinni, że czuli się winni, ale potem wszytko przeszło. Już byli tylko oni. Potem krótkie pożegnanie na długo. Teraz budzi się rano z kimś i pamięta tylko tę cholerną niepewność, czy jeszcze się zobaczą.
Problem polega na tym, że może spać z każdym, a w nocy i tak się budzi z tym wiecznym strachem i szuka tylko jego, bo tylko on dawał jej pewność. Nie wie, czego była przy nim pewna. Niczego. Niczego się nie bała.
Problem polega na tym, że może spać z każdym, a w nocy i tak się budzi z tym wiecznym strachem i szuka tylko jego, bo tylko on dawał jej pewność. Nie wie, czego była przy nim pewna. Niczego. Niczego się nie bała.